Konserwatyzm po amerykansku


Adam Wielomski

Przez kilka tygodni ogladalem z przymruzeniem oka spor pomiedzy Demokratami i Republikanami o fotel prezydenta Stanow Zjednoczonych. W odroznieniu od demoliberalnych mediow, sprawa ta niezbyt mnie interesowala. Prawde mowiac, po prostu nie wierzylem, ze Jerzy Bush czyms rozni sie od Albercika Gore'a. Z perspektywy konserwatysty spor ten wydawal mi sie wewnetrzna klotnia w demoliberalnym amerykanskim establishmencie. Sadzilem tez, ze jedynymi, ktorzy moga tu zyskac lub stracic, beda wielkie koncerny - w zaleznosci od tego, ktorego kandydata sponsorowaly (w domysle: inteligentne sponsorowaly obydwu).

No i patrzcie Panstwo! Pomylilem sie! Nowy prezydent jeszcze nie zdazyl porzadnie "przejac" wladzy, a demoliberalne media w Polsce juz kreca nosem. Nie wierzylem w konserwatyzm Busha, uwazalem, ze jest pozorowany i koniunkturalny, ze prezydent-elekt bedzie bal sie zrazic do swojej osoby wszystkich postepowcow, rozne zbzikowane mniejszosci oraz orientacje i oprze swoja administracje na wyprobowanych, bezideowych technokratach. Tymczasem jednak pierwsze nominacje i posuniecia swiadcza o tym, ze prezydent-elekt jest autentycznym konserwatysta. Kandydatura Jana Ashcrofta na stanowisko sekretarza sprawiedliwosci i prokuratora generalnego wywolala prawdziwe spazmy lewakow roznej masci. Odnioslem nawet wrazenie, ze zwolennicy tolerancji i wrogowie ksenofobii maja piane na ustach! Takze pierwsze posuniecia Busha moga wywolac jedynie moja aprobate. Oznaczaja bowiem wreszcie koniec z placeniem przez amerykanskich podatnikow na rozne dziwne lewackie organizacje propagujace na calym swiecie zabijanie dzieci nie narodzonych. Bush wzial sie takze za demoliberalne panstwowe szkoly o niskim poziomie nauczania.

Szczegolnie interesujaco wyglada pomysl prowadzenia dzialalnosci socjalnej przez Koscioly, a nie przez panstwo. Oznacza to bowiem uwolnienie panstwa od tej sfery dzialalnosci, w ktorej w ogole mu sie nie wiedzie i przekazanie jej Kosciolom - zupelnie jak w przedrewolucyjnej Europie, gdy dochody z dziesieciny Kosciol przeznaczal na pomoc dla ubogich. W ten sposob opieka socjalna istnieje nadal, a zarazem panstwo przestaje byc jej dysponentem. Gdyby zasade te upowszechnic, to bezrobotni i tzw. ubodzy przestaliby wreszcie glosowac na lewice, gdyz ta nie moglaby im obiecac zasilkow, skoro ich wysokosc przestalaby zalezec od panstwa. Tym samym polozony by zostal kres demosocjalnemu klientelizmowi, ktory stanowi istote funkcjonowania tego idiotycznego rezimu.

Posuniecia konserwatystow amerykanskich opisuje jednak z poczuciem dysonansu poznawczego i zazdrosci. Po polskiej centro-cos tam-prawicy raczej kontrrewolucji spodziewac sie nie nalezy. Ci, ktorzy liczyli na jakas prawicowa kontrrewolucje w Polsce, zapewne bardzo sie (juz) zawiedli. Wyobrazcie sobie Panstwo, co by sie stalo, gdyby Jan Ashcroft zostal w Polsce ministrem. Toz to nie tylko "ludzie rozumni" z Unii Wolnosci wyliby z nienawisci i nietolerancji dla takiego "klero-faszysty" ale nawet czesc poslow AW"S". A prof. Geremek, kiwajac z politowaniem glowa, stwierdzilby, ze "Polacy nie dorosli do demokracji".